Polecane posty

Przytulanie Noszę, bo bardzo Cię kocham Sen, czy to powód do płaczu? Sam na sam Spojrzenie na rodzicielstwo

wtorek, 25 lutego 2014

Omnipotencja.

Piszę dziś zainspirowana wpisem na pewnym blogu parentingowym Nishka. Wpis ten ukazał się 6 dni temu i wywołał we mnie mnóstwo sprzecznych myśli, uczuć, nastrojów - do tego stopnia, że nie przestaję o nim myśleć. Chciałabym Was zapytać o radę więc liczę na odzew z Waszej strony.


Tamtejsza mama pisała, opierając się na zdaniu przyjaciółki, świeżo upieczonej psycholog, że dziecko rodzi się z poczuciem omnipotencji. To dało mi dużo do myślenia, bo uważam psychologów za ogromnie mądrych ludzi, potrafią spojrzeć na drugą osobę obiektywnie, bez zbędnego subiektywizmu i do tego mądrze doradzić, pomóc, a czasem naprowadzić kogoś na właściwą drogę, budując w tym kimś poczucie pewności siebie, dumy, że to on zwykły ludek dotarł to takich wniosków, nie oczekując pochwały swojej osoby. Zazwyczaj są to ludzie niesamowicie skromni, a w dzisiejszych czasach, tę cechę należy chwalić. Ale dość o psychologach, bo to temat na odrębny wpis.

Omnipotencja to inaczej wszechmoc, wszechwładza.

Dziecku,  rodzącemu się z poczuciem omnipotencji, wydaje się, że rodzic jest mu poddany, że ma nad nim wszechwładzę. Jeśli jest mu zimno, rodzic ma obowiązek go przykryć, jeśli jest głodne, chociaż jadło pół godziny temu, rodzic ma obowiązek je nakarmić, jeśli potrzebuje bliskości, choć był na rękach już przez 2 godziny, rodzic ma obowiązek tę bliskość zaspokoić przytulając, kołysząc, nosząc, jeśli ma ochotę płakać całą noc, to rodzic ma je całą noc uspokajać. I można by tak jeszcze długo wymieniać powinności rodzica. Autorka radzi, żeby przez pierwszych 12 miesięcy życia, potrzeby dziecka zaspokajać jak najszybciej, żeby miało poczucie, że panuje nad światem. Żeby nie próbować go dyscyplinować, ograniczać. Dzięki temu jako dorosły człowiek będzie pewny siebie, walczący o własne ja w tym zatracającym się świecie.
Tylko gdzie w tym wszystkim jestem ja i moje potrzeby niezaspokojone? Gdzie mój zdrowy rozsądek? Co ze stwierdzeniem, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko? Czy da się tak w ogóle żyć? Jak nie zatracić siebie, własnego ja? Przecież nie miałabym szansy zjeść czegokolwiek, dbać o swoją higienę (choć i tak ostatnio zabieram Helenkę do toalety, bo inaczej się nie da...) i porządek w domu, kiedy znalazłabym czas na spokojny, niczym niezakłócony sen (choć z tym to przesadziłam, przecież i tak już nie pamiętam, co to pojęcie oznacza).

Nie chcę podcinać swojej kochanej Helence skrzydeł, na samym początku jej życia, ale czy to, że nie jestem w stanie spełnić jej wszystkich potrzeb we wskazanym przez nią momencie, tylko robię to 5 minut później, na prawdę czyni mnie złą matką, a Helenkę nieszczęśliwą, niepewną siebie, nieprzebojową szarą myszką? 

I tu pojawia się mój dylemat... czy zmieniać moje metody wychowawcze? Jak Wy wychowujecie swoje dzieci. Czy opieracie swój model wychowania na omnipotencji, czy wręcz przeciwnie? A może tak jak ja trwacie gdzieś po środku?? Pomóżcie, bo oszaleję ;)



Ciesze się, że mogłam ugościć Cię w swoim "Zatracającym się" świecie. 
 Będzie mi bardzo miło przeczytać kilka Twoich słów pozostawionych w komentarzu.


18 komentarzy:

  1. Z tego co się dowiedziałam opieram model na omnipotencji :D myślę, że te 5 czy nawet trochę więcej minut zanim zaczniemy usługiwać nie zaburzy nam tego modelu, dziecko tego też zapewne nie odczuje. A poza tym idąc tym tropem, przy okazji może nauczy się, że są rzeczy które nie zawsze można mieć od razu? :)))
    Moja babcia zawsze opowiada mi jak wychowywano naszych rodziców otóż nie dość, że jedzenie na godziny to jeszcze płacz i lament były na porządku dziennym, bo rodzice nie mieli na to po prostu czasu i/lub nie przywiązywali aż tak dużej wagi, jak dziś. A przecież całe pokolenie nie zmaga się z niepewnością :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mnie pocieszyłaś, rzeczywiście nasze pokolenie też z wychowaniem w omnipotencji niewiele miało wspólnego, a jednak to właśnie my pracujemy w korporacjach, poddajemy się wyścigowi szczurów. A osoby niepewne nie poradziłyby sobie w takim świecie. Jednak ja rozumiem to tak, że omnipotencja, to bycie właśnie na każde wezwanie dziecka, nie 5 minut później. Żeby dziecko rosło w poczuciu, że ma władzę nad światem i że wszystko może dostać jeśli tylko zapragnie. Właśnie to taki dla mnie bardzo skrajny przypadek wychowywania... dlatego tak wiele sprzeczności jest we mnie...

      Usuń
    2. Słoneczko masz rację,ale nie tędy droga.
      -----------------------------------------------------------
      To ciekawa myślę,że górnolotna myśl z tą omnipotencją.
      Przecież nowo narodzone dzieciątko jest bezbronne,bezradne,myślisz,że bezradność jest synonimem wszechwładzy?
      ----------------------------------------------------------
      Dzieciątko jest zależne,a zaspokajanie jego potrzeb natychmiastowo pozwala mu poczuć się bezpiecznie na świecie.Z czasem powinno uczyć się cierpliwości inaczej wyrasta na egoistę i narcyza,tyrana i despotę.
      Dziecko powinno rosnąć w poczuciu,że ma władzę ale nie nad światem,tylko przede wszystkim nad swoim życiem,że to ono kiedyś będzie podejmować decyzje,ono popełni błędy i ono będzie musiało wyciągnąć z nich konsekwencje.
      To że wszystko może dostać jeśli zapragnie musi u niego wzrosnąć w toku kreatywnego,pozytywnego myślenia a nie postawy roszczeniowej.

      Usuń
    3. Powiedz mi tylko, jako doświadczona już mama jak to zrobić?

      Usuń
    4. Czytając Twojego bloga jestem przekonana,że robisz to idealnie.
      A wiedząc o Twoich czarodziejskich zdolnościach wiem, że serce poprowadzi Cię najwłaściwszą z dróg.

      Usuń
    5. Cicho sza, bo ludzie zaczną się mnie bać. Albo spłonę na stosie ;)

      Usuń
    6. no co Ty, tu można o intuicji bez strachu wspomnieć;)

      Usuń
  2. Przecież jesteś cudowną mamą, bo poświęcasz Heli 100% swojego czasu, a że nie ma tego czego chce w danej chwili to moim zdaniem dobrze. Bo potem rosną takie małe wymuszacze, które jak coś chcą, to muszą mieć to już, teraz, natychmiast, a ty rzuć wtedy wszystko i spełniaj zachcianki małego terrorysty. Moim zdaniem to zdrowe podejście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm masz rację, jak patrzę czasem na takie dzieci, to się zastanawiam, kto je wychowywał, pewnie co miesiąc zmieniająca się niania...

      Usuń
  3. Sylwio, ja jako prawie absolwent Psychologii śmiem twierdzić, ze nie każdy psycholog, to mądry człowiek, którego celem najwyższym jest dobro drugiego czlowieka. Przykre, ale prawdziwe. Nie jeden popełniając błąd zawodowy zranił innego człowieka i bywały gorsze skutki. Co do omnipotencji i tu nie do końca się zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikciu nie wiedziałam, że ty Psychologię studiujesz... to już wiem do kogo po porady się zgłaszać. Mam świadomość, że różni ludzie, to i różni psycholodzy, ale staram się brać tych ze środka nie popadając w skrajności ;) Ja tam podziwiam psychologów, że nie dość, że mają mnóstwo swoich problemów, to jeszcze zajmują się rozwiązywaniem cudzych...

      Usuń
    2. Właściwie prawie skończyłam studia 1,5 roku temu - obrona została. I mój kierunek psychologii - Neuropsychologia, wiec mam nadzieje, ze mojej pomocy nie będziesz potrzebować :)

      Usuń
    3. Oj to ja też wolałabym nie potrzebować Twojej pomocy psychologicznej...

      Usuń
  4. Obserwuję swojego synka już 10 miesięcy i 1 dzień :) Nie zauważyłam u niego poczucia władzy nade mną, a raczej zależność. Dziecko widzi, ze cały czas jestesmy przy nim: karmimy, ubieramy, bawimy się itd. Rozumie, ze samo mało potrafi zrobić, choć chce. Gdy nie może do czegoś sięgnąć, dopiero wtedy domaga się o ingerencję, a przed tym z całej siły próbuje samo coś zrobić. Czasami nie jestesmy w stanie zareagować natychmiast na potrzeby dziecka i to jest normalne. Dziecko boi się zostać samo w pomieszczeniu, bo jest całkowicie zależne od osoby dorosłej. I rozumie, ze tylko dorosły jest w stanie zaspokoić jego potrzeby. Chyba za bardzo poplatalam wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z Helenką jest inaczej niż z Dawidkiem. Ona to mały leniuszek i zawsze jak nie potrafiła czegoś dosięgnąć, to nawet nie próbowała, tylko w płacz - podaj, bo mi się to należy. Dopiero teraz zaczyna być samodzielna i nie chce pomocy, a nawet złości się jeśli samej jej się coś nie uda.

      Usuń
  5. Też czytałam ten wpis i ja biorę poprawkę na tą tezę. Działam bardziej intuicyjnie. Daję mnóstwo miłości i ciepła Ksawciowi, tule, karmie, bawię się ale już ustalam pewne reguły i zakazy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się wydaje, że jak dziecko zaczyna się samodzielnie poruszać, to muszą pojawić się zakazy. Helenka zazwyczaj reaguje na nie płaczem, bo mam wtedy stanowczy głos i wie, że jej tego nie wolno, w końcu to mądra dziewczyna po mamie ;) ale próbuje to na mnie tym płaczem wymusić, więc wtedy się nie daję, a właśnie wg tej teorii to źle... Skoro tyle głosów jest za słuchaniem własnego serca i rozsądku, to chyba ta zasada ma się nijak do wychowania dziecka...

      Usuń