Diabeł ogonem nakrył... Nie wiem czy doświadczacie tak niezwykłego zjawiska jak ja, którym jest znikanie rzeczy martwych w mieszkaniu. Od jakiegoś miesiąca wszystko mi ginie. Wiążę to z rozpoczęciem raczkowania przez Helenkę, ale może to ja stałam się bardziej roztrzepana? Mieszkanie mamy urządzone w stylu minimalistycznym, szczerze powiedziawszy nie bezinteresownie, głównie dlatego, żeby nie było zbyt wielu półek do ścierania kurzu. Z resztą niedługo będziecie mieli okazję obejrzeć jak jest urządzone przy okazji posta o samodzielnie zrobionych meblach do salonu. Porządek utrzymujemy stale, bo mąż jest okropnym, nadgorliwym pedantem. Taki jego charakter, jak on to mówi - cholericus pedanticus, nie wiem czy istnieje takie określenie osobowości, natomiast jeśli istnieje to doskonale opisuje charakter mojego męża. Swoją drogą Helenka niestety też odziedziczyła gen porządku po tacie. Odkrywa każdy nawet najmniejszy brud, zupełnie nie widoczny dla mojego oka i sprząta - chyba nie muszę mówić w jaki sposób. Ja biedna jako bałaganiarz, w tym ładzie nie potrafię się odnaleźć i wszystko mi ginie. Dokładnie miesiąc temu zaginęła paletka cieni do powiek, wymiary to mniej więcej 15 cm x 10 cm, no przecież to nie igła w stogu siana... czemu do dzisiaj nie mogę jej znaleźć?? Ostatnio widziana w rękach Helenki... Moja ulubiona. Przeszukałam wszystkie możliwe miejsca, odsuwałam sofę, pufy, z latarką zaglądałam pod meble i dywan, nigdzie jej nie ma. Dosłownie nigdzie! Przydałoby mi się moje własne biuro rzeczy znalezionych. Ciągle giną mi klucze do mieszkania, do piwnicy, do kosza na śmieci, nie wspomnę już o telefonie, portfelu, torebce - na szczęście one jeszcze się odnajdują.
O! Właśnie ta mała torebka mi ginie. |
A propos większych wersji torebek. Próbowaliście kiedyś rozwiązać zagadkę tej studni bez dna? Dziś rano jadąc autobusem do pracy - nie, jeszcze tam nie wróciłam, byłam dowiedzieć się kiedy mnie przyjmą z otwartymi ramionami, o ile przyjmą - próbowałam wyjąć z torebki książkę. Jazda autobusem, który ma powyklejane wszystkie szyby "niby" przezroczystymi naklejkami reklamowymi tak, że nic nie widać na zewnątrz ogromnie mnie nuży. Muszę coś czytać - książkę, gazetę, sms'y, regulamin jazdy komunikacją miejską, czasem nawet skład zakupionych produktów. Dziś padło na książkę. Sięgnęłam więc po nią do ciasnej, wypchanej po brzegi torebki i co? Znalazłam chusteczki nawilżane do niemowlęcej pupy, kilka pampersów, butelkę wody, pojemniczek z mlekiem modyfikowanym, czapkę, rękawiczki, parasolkę, żelki (to mój nałóg), ale do książki nie mogłam się dokopać. Zwątpiłam, że ją znajdę i przestałam szukać. W domu sprawdziłam co jeszcze się mieściło w moim wypchanym po brzegi worze - paragony w ilości idącej w setki, rachunki za parkowanie, kilka rozpoczętych paczek chusteczek higienicznych, grzechotka Helenki, piłka z dzwoneczkiem, portfel, telefon, klucze od mieszkania, aż w końcu książka... Zrobiłam więc dziś porządek w torebce. Dziwnie mi z tym.
Ciesze się, że mogłam ugościć Cię w swoim "Zatracającym się" świecie.
Będzie mi bardzo miło przeczytać kilka Twoich słów pozostawionych w komentarzu.
Mi też ciągle coś ginie, a Janek jeszcze nie raczkuje :D a moja torebka? Taka sama, tylko, że odkąd jestem Mamą bardzo żadko jej używam niestety...
OdpowiedzUsuńOj to ja z torebki nie zrezygnowałam. Bez torebki czuję się jak bez ręki. Przecież tam jest mój cały przybornik MacGyvera.
UsuńO, jak fajnie przeczytać, że ktoś inny też jest pedantem!! Współczuję... ja też nim jestem - okropna przypadłość ;-) Ale ostatnio też mi coś ciągle ginie, ale zrzucam to na przemęczenie :-)
OdpowiedzUsuńJa jestem ogromną estetką i to też jest upierdliwe, wszystko co robię robię to rzadko, ale musi być bardzo dopieszczone, nawet moje wpisy, choć te początkowe bardziej, teraz już się ograniczam do jednego czytania i poprawek - z braku czasu. W pracy też jestem bardzo poukładana, mam wszystko zaplanowane, uporządkowane, natomiast w domu daję upust emocjom i dopiero w prawdziwym bałaganie czuję się jak u siebie, w końcu mogę wszystko znaleźć. A przychodzi mąż i każe sprzątać :/
UsuńHehe jak bym czytała o zawartości mojej torebki. Mam sposób na bałagan, kupuje coraz to mniejsze torebki ;)
OdpowiedzUsuńNiezły pomysł :) Chociaż mniejsza torebka nie ogranicza mnie w żaden sposób przed przechowywaniem w niej rozmaitych paragonów. I niekiedy z niej wypadają i muszę zbierać, żeby nie śmiecić. Portfel to też genialne miejsce na paragony, wkładam je dopóki się w nim mieszczą, potem już trafiają do torby. Raz na jakiś czas go sprzątam, to wtedy mam w nim takie luzy, że karty, pieniądze mi wypadają, bo jest tak rozciągnięty. Ale to właśnie moje bałaganiarstwo...
Usuńdokładnie torebki mają to do siebie i nie zależnie czy ona jest ogromna czy maleńka zawsze mieści w sobie całe mnóstwo skarbów:) choć ja tak do około dwóch lat Kseni nosiłam tylko tą do wózka bo po co więcej:P
OdpowiedzUsuńA to ja nie miałam nigdy takiej do wózka w komplecie, pewnie dlatego ze swoimi nigdy się nie rozstaję.
OdpowiedzUsuńHa! Witaj w klubie :D mi tez ciągle coś ginie i zganiam to na przeprowadzkę. Pudła i te sprawy ;) chociaż wiem że to u mnie z pewnością przez roztrzepanie. Wiosna mi kręci w głowie. Ja Ksawulowych rzeczy w torebce nie mam bo na codzienne spacery do lasu przy bloku nie noszę nic a w dalsze wyjazdy biorę jego torbę. Ale zawsze jak czegoś potrzebuje z torebki to znaleźć nie mogę :)
OdpowiedzUsuńTy masz przynajmniej na co zgonić... moja wymówka, że jest za czysto nie przemawia ani do mnie, ani tym bardziej do mojego męża...
Usuń